Początek listopada, słońce jeszcze pięknie grzeje, niebo błękitne, liście szeleszczą pod stopami, jakże cudny dzień na wypad do lasu. Przyjechałam na kilka dni do mojej koleżanki poetki, by odpocząć od zgiełku wielkiego miasta. Nie spodziewałam się, że w listopadzie będzie taka piękna pogoda, a na drzewach jeszcze tyle liści. Uwielbiam słoneczną jesień z feerią barw.
Taka pogoda nie tylko sprzyja spacerom, ale poprawia nastrój.Uwalnia endorfiny, które są źródłem szczęścia.
Marina pożyczyła mi kalosze ( czerwone z daleka było mnie widać). O tej porze roku jest mokro w lesie i wyjście bez kaloszy grozi katarem. Wolałam nie ryzykować, a dzięki nim nie zgubiłam się w lesie.
Już na wejściu do lasu Mari znalazła dorodnego podgrzybka. Doniu niestety nie naprowadzał nas na grzybki, za to obwąchiwał miejsca , które zaznaczał swoim zapachem.A może szukał listu od przyjaciółki....
Doniu od razu wkradł się w moje łaski. Ja bardzo kocham zwierzęta, a psy w moim sercu mają szczególne miejsce.
szeleszczą liście pod stopami
wiatr śpiewnie opowiada
grzyby chowają się pod ściółką
Doniu powoli się skrada
słońce wyjrzało zza chmury
ciepłem w lesie powiało
kania się do mnie uśmiecha
oj będzie się dzisiaj działo
kosz już prawie pełen grzybów
wracać do domu nie mam ochoty
jeszcze pobiegam wśród drzew
pies bardzo lubi harce i psoty
Leoś też uwielbia spacery, chodzi ze swoją panią do lasu, na drzewie ostrzy pazurki. Niestety nie udało mi się zrobić zdjęcia kiedy wykonywał tę czynność. Za to dał się sfotografować na poręczy.
Jak uroczo zapatrzył się na pobliskie świerki. Barierka na tarasie to jego ulubione. Sierść ma taką milutką , pozwala się głaskać.
I ja lubię patrzeć na drzewa , czuje taki wewnętrzny spokój, przyroda potrafi wyciszać emocje.
Jak można nie zachwycać się jej pięknem. O każdej porze roku maluje dla nas przecudne obrazy.
Udało nam się znaleźć kanie, wieczorem je usmażyłam , doprawiałam śmietaną, i dodałam trochę pieprzu kajeńskiego - pychota.
Mari pierwszy raz w życiu je jadła i dzięki temu teraz będzie je zbierać i przetwarzać.
Mari udało się znaleźć rydza. Wiem jak smakuje, ale nigdy w życiu nie znalazłam rydza.
W tym domu jest naprawdę dobra energia. . Osiedle nazwano " Pod
lipami " Tylko w okolicy nie rośnie ani jedna lipa .
Humor nam dopisywał, wieczorami godzinami rozmawiałyśmy popijając dobre wino.
Jak mówią wszystko co dobre szybko się kończy, moja wizyta też dobiegła końca w Wierzyckich włościach mojej koleżanki.
Mari dziękuję za te wspaniałe dni. Pozostaną na długo w mojej pamięci.
Pieknie w tych Wierzycach! Kolorowo i nastrojowo.No i grzyby jeszcze są. Och, u mnie już dawno po nich! A szkoda!
OdpowiedzUsuńDobrze Ci tam było Alinko. To czuć w Twoich słowach, w Twym ciepłym wierszu....
Piekne są takie chwile, dobrze mieć je w warkoczu wspomnien...
Pozdrawiam ciepło!:-))
Tak Oleńko są domy w których dobrze się czujemy, taki dom ma właśnie Marina. To my sprawiamy,że jest w nim dobra energia. Pogoda sprzyjała, było naprawdę cudownie.
UsuńPozdrawiam również cieplutko.
takie wizyty napełniają nas dobrą energią...piękne zdjęcia jesiennego lasu,a zwierzaczki na luzie...szczególnie piekny Leoś...ale ma śliczną sierść...
OdpowiedzUsuńTo prawda Marysiu,ze takie wizyty napełniają nas dobra energią. Leoś jest przeuroczy, a sierść nie tylko piękna, ale i w dotyku aksamitna.
UsuńDziękuje za odwiedzinki i pozdrawiam serdecznie.
Takie spacery dają nam siłę na tą brzydszą część jesieni i paskudną zimę.
OdpowiedzUsuńTez uwielbiam spacerować po lesie i parku.
Serdeczności Alinko:-)
Pozdrawiam serdecznie, dziękuję :)
Usuń